Jakiś czas temu odkryłam i zakochałam się w podcastach! 🙂
Podcasty są według mnie świetną formą przekazu, bo pozwalają opowiedzieć więcej i zagłębić się w jakiś temat. A dzięki temu, że jest to forma mówiona lepiej zaakcentować to, co warte podkreślenia. Mam wrażenie, że dzięki podcastom mamy też szansę lepiej się poznać.
Podcasty towarzyszą mi teraz praktycznie codziennie i szczególnie umilają mi realizację codziennych domowych obowiązków 🙂 Włączam je podczas gotowania, rozwieszania prania czy spacerowania.
Podcast: Raczkując w kuchni
Ponieważ sama tak je polubiłam i mega doceniam za szersze możliwości dzielenia się treściami postanowiłam stworzyć własny podcast: Raczkując w kuchni! Powstał już pierwszy odcinek do którego odsłuchania serdecznie Cię dzisiaj zapraszam.
Podcast jest dostępny na moim kanale na YouTube oraz na popularnych platformach podcastowych, takich jak Spotify, Apple Podcasts czy Google Podcasts.
Jeśli jednak wolisz czytać niż słuchać to przygotowałam dla Ciebie również wersję tekstową, którą znajdziesz pod nagraniem.
W podcaście będę poruszała temat żywienia dzieci, głównie w wieku 0-6 lat, gotowania dla rodziny, planowania posiłków i generalnie ułatwiania sobie organizacji w kuchni, tak, aby nie spędzać w niej całego dnia.
Wspólnie spróbujemy odczarować żywienie dzieci, bo głęboko wierzę, że wiele trudnych emocji, problemów i napięć przy stole wynika z braku zrozumienia po obu stronach tej relacji. My nie rozumiemy dlaczego dzieci jedzą w taki a nie inny sposób, a dzieci mają trudność ze zrozumieniem dlaczego tak nam zależy żeby jadły te niesmaczne warzywa i siedziały długo przy stole 🙂
Dlatego też pierwszy odcinek podcastu nie mógł poruszać innego tematu niż to jak jedzą dzieci.
Z pierwszego odcinka dowiesz się:
- Jak zachowują się dzieci przy stole?
- Co nas najbardziej frustruje w tym jak jedzą dzieci?
- Jak zmienia się dziecięce podejście do jedzenia w czasie?
- Dlaczego to jak jedzą dzieci potrafi być dla nas takie trudne?
- Czym jest neofobia?
- Co tak naprawdę w kwestii jedzenia zależy od nas, na co jako rodzice mamy wpływ, a o czym powinno decydować dziecko?
Zapraszam serdecznie do odsłuchania (lub przeczytania).
No więc, jak jedzą dzieci?
Najprostsza odpowiedź brzmi: Różnie! I na tym mogłabym na dobrą sprawę zakończyć moją wypowiedź, bo to jedno słowo zawiera w sobie tak naprawdę wszystko, ale byłby to słaby początek (i zarazem koniec) artykułu, więc postaram się to nieco rozwinąć 🙂
Spróbujmy więc jeszcze raz 🙂
Jak jedzą dzieci?
Dzieci jedzą różnie – przede wszystkim dlatego, że dzieci są różne i najgorszą rzeczą jaką możemy zrobić jest porównywanie dzieci do siebie. „On je lepiej”, „on je ładniej”, „ona je więcej” – takie uwagi są krzywdzące i robią więcej złego niż dobrego.
Nie ma dwóch identycznych dzieci z takim samym zapotrzebowaniem kalorycznym. Dzieci w tym samym wieku, z podobną wagą nie będą jadły tak samo. Zapotrzebowanie dzieci może się różnić bardzo znacznie, bo wpływa nie nie wiele rzeczy. Może się zdarzyć tak, że drobniejsze dziecko będzie jeść więcej niż dziecko lepiej zbudowane. Jest to bardzo indywidualne i to tylko i wyłącznie dziecko zna swój organizm i wie ile jedzenia potrzebuje. Wrócimy do tego jeszcze w dalszej części artykułu.
Co nas najbardziej frustruje w tym jak jedzą nasze dzieci?
Zapytałam ostatnio w moich mediach społecznościowych inne mamy o to, co je najbardziej frustruje w tym jak jedzą ich dzieci. Dostałam sporo odpowiedzi, za które bardzo dziękuję.
Irytuje nas to, że:
- dzieci są zmienne, jednego dnia coś im smakuje, a drugiego już nie
- w czasie posiłku często interesują się wszystkim dookoła, tylko nie jedzeniem i jedzą tak wolno, że wszystko zdąży wystygnąć,
- odmawiają zjedzenia jakiegoś posiłku, a 5 minut później słychać „mama, boli brzuch, chcę jeść, jestem głodny”
- często wyrzucają jedzenie na podłogę, wcierają sobie w ubranie, włosy, a czasem jedzenie potrafi lądować nawet na suficie (ja do tej pory mam plamy na suficie z jednego z etapów rozszerzania diety któregoś z moich synków)
- ciężko im wysiedzieć przy stole, itd.
Ja to jak najbardziej rozumiem, bo sama też przez to przechodziłam i nadal przechodzę z moimi synami. Takie sytuacje są dla nas trudne, często frustrujące.
Ulubionym zwrotem mojego młodszego synka jest ostatnio „Ja chcę coś innego!”. Jak to słyszę to od razu czuję że rośnie mi ciśnienie…
A zapraszanie starszego syna do stołu trwa często tyle, że my już kończymy jeść, kiedy on dopiero zaczyna.
To nie jest tak, że Twoje dzieci są jakieś dziwne w kwestiach jedzenia. Nie, patrząc na to w ten sposób, wszystkie dzieci są “dziwne”. Dlaczego? Dlatego, że w jedzeniu kierują się często zupełnie czym innym niż my i mają inny cel niż my. Nasze potrzeby i oczekiwania potrafią bardzo się rozmijać i przez to jest nam trudno się nawzajem zrozumieć.
Jak więc jedzą dzieci?
Można to podsumować w kilku punktach:
- Dzieci jedzą często w sposób dla nas nieprzewidywalny – dziecko może jeść całkiem dużo w jedne dni, a w inne odmawiać nawet ulubionej potrawy.
- Mają zmienne preferencje – co jakiś czas mogą odmawiać nawet tych produktów, które do tej pory lubiły. Można powiedzieć, że jedyne co jest pewne u dzieci to zmiana. Jednego dnia coś im smakuje, a następnego dnia już jest „bleee”. Jednego dnia cieszymy się, że dziecko zaczęło jeść warzywa, a kolejnego dnia znowu nie chce ich tknąć. To dla nas frustrujące, męczące i często (zbyt często) wymagające wzbicia się na wyżyny cierpliwości.
- Zjadane przez dziecko porcje są często mniejsze niż wydaje nam się że powinny być (do tego też jeszcze wrócę).
- Dziecko często wybiera tylko 1-2 produkty z danego posiłku (np. z całego obiadu zjada tylko kilka łyżek kaszy lub samo mięso) lub całkowicie pomija posiłek.
- Zdarza się, że dzieci odrzucają całe grupy produktów, np. odmawiają jedzenia mięsa lub jedzenia warzyw. Zwykle lubią owoce, a przynajmniej kilka wybranych.
- Z posiłku najchętniej wybierają produkty węglowodanowe, czyli makaron, suchą bułkę, słodycze, które dają szybki zastrzyk energii.
- Bardzo lubią suche, chrupiące przekąski takie jak precle, paluszki itp.
To wszystko sprawia, że czas posiłków bywa wyjątkowo stresujący zarówno dla rodziców, jak i dla dzieci.
Żeby co nieco z tego zrozumieć musimy się cofnąć do tego jak zmieniają się zachowania dzieci związane z jedzeniem w czasie.
Jak zmienia się podejście do jedzenia u dzieci na różnych etapach rozwoju?
Niemowlęta:
- Są zwykle bardzo otwarte na jedzenie i próbowanie nowych rzeczy (nawet cytryny), są ciekawe nowych doświadczeń, nowego świata smaków.
- Dopiero uczą się jedzenia i technicznie na początku sprawia im to problem (trudno jest im chwycić coś w rączkę, krztuszą się, wypluwają itp.). Nauka to proces, więc maluch potrzebuje czasu, żeby opanować nowe umiejętności.
- Stopniowo nabierają wprawy i radzą sobie coraz lepiej.
Po ukończeniu 1. roku życia:
- Apetyt dziecka zmniejsza się. Dzieci nie rosną już tak szybko, więc i nie potrzebują takich ilości jedzenia. To nas często zaskakuje, bo nagle, na nasze czujne rodzicielskie oko, dziecko może jeść mniej niż jeszcze miesiąc wcześniej.
- Dziecko staje się bardziej samodzielne i zdolne do samodzielnego poruszania się. Chce być coraz bardziej niezależne. Zaczyna chodzić i coraz trudniej mu usiedzieć przy stole.
Kiedy dziecko ma ok. półtora roku lub 2 lata zaczyna się zwykle trudny okres w jego żywieniu, który trwa do ok. 6 roku życia.
To jest ten okres kiedy dzieci „psują się z jedzeniem”. Często właśnie tak jest to określane przez rodziców. Dziecko jadło chętnie do drugiego roku życia i nagle zepsuło się z jedzeniem. O co tutaj chodzi?
Jest to okres tak zwanej rozwojowej neofobii.
Czym jest neofobia?
Neofobia to umiarkowany lub silny lęk przed nowym, nieznanym jedzeniem.
Jest to naturalny etap, kiedy dzieci stają się bardziej wybiórcze i nieufne w stosunku do jedzenia. Akceptują tylko te pokarmy, które dobrze znają i które wyglądają znajomo.
Zdarza się, że nabierają podejrzeń nawet wobec tych produktów, które wcześniej lubiły.
To jest najtrudniejszy etap zarówno dla rodziców, jak i dla dzieci. To tu pojawia się najwięcej trudnych emocji przy stole, frustracji, nieporozumień i wyrzutów sumienia. I to na tym etapie najbardziej będę się skupiać w tym artykule.
Z czego wynikają te trudne emocje? Najczęściej z braku zrozumienia po obu stronach, ale również z pomieszania ról (o tym więcej za chwilę).
Zachowanie dzieci wydaje nam się irracjonalne, dziwne i trudne do zaakceptowania.
To właśnie na tym etapie pojawiają się zachowania takie jak to, że:
❌ jedzenie na talerzu nie może się dotykać,
❌ białko jajka jest ok, żółtko jest blee,
❌ ziemniaki posypane koperkiem są „brudne”,
❌ makaron nie może dotykać sosu,
❌ talerzyk miał być żółty a nie zielony,
❌ złamane ciastko już nie jest tym samym ukochanym ciastkiem i musi zostać wymienione na nowe.
Brzmi znajomo?
Dopóki nie zostaniesz mamą nie wiesz, że można złamać dziecku życie krojąc tosty w trójkąty zamiast w kwadraty…😂
Karmienie przedszkolaka potrafi być trudne… Ciężko nam zrozumieć co kieruje dzieckiem. Jego zachowania wydają nam się kompletnie irracjonalne. No bo co ta za różnica czy tosty są na zielonym czy na czerwonym talerzyku, czy są pokrojone w kwadraty czy w trójkąty?! 🙈
Tymczasem dla dziecka różnica jest kolosalna.
Dzieci w pewnym wieku skupiają się na szczegółach posiłku.
Jeśli jakiś szczegół dania im się nie zgadza, np.:
❌ jabłko ma kropkę na skórce,
❌ w pomidorowym sosie pływa coś zielonego,
❌ ziemniaki są czymś posypane,
❌ kubek jest zielony, a miał być żółty
mogą dania nie rozpoznać jako coś znajomego i bezpiecznego. A co za tym idzie uznać je za coś nowego, potencjalnie niebezpiecznego i odrzucić.
Te różne sytuacje dziwią nas, frustrują, a nawet wywołują lęk o to czy dziecku to w jakiś sposób nie szkodzi, np. nie wywołuje niedoborów.
Uspokajający komunikat brzmi: nie, to nie będzie trwało w nieskończoność, chociaż czasem może nam się tak wydawać.
To jest naturalny etap rozwoju.
Dzieci w okresie neofobii nabierają podejrzliwości w stosunku do jedzenia, traktują je ostrożniej, boją się nowych, nieznanych sobie produktów. A jak już pisałam wyżej kategoria „nowe i nieznane” staje się w fazie neofobii bardzo szeroka.
Jednocześnie jest to moment kiedy dzieci najintensywniej uczą się o jedzeniu. Poznają co lubią, co im smakuje, a co nie. Badają jak jedzenie zmienia się w zależności od tego jak jest przygotowane i podane.
Dzięki temu zbierają doświadczenia. I na podstawie tych doświadczeń budują swoją wiedzę o jedzeniu.
A to z kolei pozwala im stopniowo uznawać więcej produktów za znane i bezpieczne.
Nam ich zachowania przy stole mogą wydawać się dziwne, natomiast dzieciom są potrzebne. Jest to po prostu kolejny etap na ich ścieżce rozwoju żywieniowego.
Modelowanie dobrych nawyków żywieniowych
Kluczowe jest to, żeby dać dziecku przestrzeń na te doświadczenia i jednocześnie pokazywać jak my jemy, co się dzieje na naszych talerzach. Dzieci uczą się przez obserwację i chłoną to jak jedzą dorośli w ich otoczeniu.
Żeby zbierać doświadczenia dzieci muszą mieć kontakt z jak największą ilością produktów. To ekspozycja na nie pozwala im poszerzać swoją wiedzę i liczbę produktów które akceptują i jedzą.
Dlatego niezależnie od tego czy dziecko dany produkt czy danie obecnie je czy też nie je, powinno się ono regularnie pojawiać na naszym stole, jeśli chcemy, żeby był to element naszych rodzinnych posiłków.
Tymczasem często wpadamy w pułapkę podawania tylko tego co dziecko lubi. To nie powoduje poprawy tylko z czasem coraz bardziej ogranicza dietę dziecka, potęgując jego trudności. Jeśli dziecko czegoś nie widzi to nie ma szansy się z tym oswoić i dany produkt czy danie pozostaje wciąż nieznane, a więc niejadalne.
Dzieci chcą jeść tak jak my i dążą do tego, żeby tak było, ale potrzebują czasu na zdobycie odpowiednich umiejętności i pokonanie ewentualnych trudności, np. sensorycznych.
Zarówno mój starszy jak i młodszy syn przechodzili przez fazę, że makaron nie może dotykać sosu. Młodszy nadal chce, żeby podawać mu sos obok makaronu i czasem sam sobie miesza na talerzu, albo je osobno sos i osobno makaron.
Starszemu synkowi nakładam już normalnie sos na makaron, ale przez lata podawałam osobno. Najpierw w osobnej miseczce, potem na talerzu, tak, żeby nie dotykał makaronu.
Chociaż obaj na początku zupełnie ignorowali sos, nie zrezygnowałam z podawania go. Dodatkowo jedząc wraz z mężem obok nich pokazywaliśmy, że my jemy sos zmieszany z makaronem, że taka forma podania jest bezpieczna.
Starszy syn ma teraz 7 lat, więc już wychodzi z tego okresu „dziwnego” jedzenia, chociaż czasem wciąż jego wybory oraz sposób komponowania posiłku mnie zadziwiają.
Mój ulubiony przykład: kanapka z miodem i ogórkiem. Uprzedzając pytanie – tak, zjadł ją ze smakiem 🙂
Czy mnie to dziwi? Tak! 🙈
Natomiast staram się swoje zdziwienie zachować dla siebie, a jemu pozwolić na testowanie tego, co lubi, jak lubi jeść i jak chce, żeby jego posiłek wyglądał.
Daj dziecku przestrzeń i wsparcie
Kluczem jest dać dziecku przestrzeń i odpowiednie wsparcie. Nie komentować, nie zniechęcać i przede wszystkim nie stosować presji.
Pozwolić mu jeść w taki sposób, jaki w danym momencie jest dla niego najlepszy. I jednocześnie dawać przykład tym w jaki sposób jemy my sami. Oferować różne produkty na stole i dawać dziecku możliwość wybrania z tej oferty tego, co chce zjeść.
Ja wiem, że to może być trudne, ale to jest najlepsza droga do dobrej relacji dziecka z jedzeniem.
Oczywiście te zmiany i ten etap trwa różnie, u różnych dzieci.
Niektóre takie „dziwactwa” mogą trwać kilka tygodni, inne miesięcy, a niektóre nawet kilka lat.
Do niektórych produktów, do niektórych rzeczy dzieci przekonują się latami. Do niektórych nigdy się nie przekonają.
Ja np. do tej pory nie przepadam za brukselką i argument, że jest zdrowa i trzeba ją jeść nagle mnie do niej nie przekona.
Na pewno sama masz takie produkty, za którymi po prostu nie przepadasz. I to jest jak najbardziej naturalne.
Jak to zrobić?
Złota zasada żywienia
Warto zadać sobie następujące pytanie. Co tak naprawdę w kwestii jedzenia zależy od nas, na co jako rodzice mamy wpływ, a o czym powinno decydować dziecko?
Tu pomaga nam (i naprawdę zdejmuje sporo ciężaru, który często same na siebie nakładamy) złota zasada żywienia, która mówi o podziale odpowiedzialności.
Rodzic decyduje CO i KIEDY je dziecko, a dziecko decyduje ILE i CO z tej oferty wybierze. Odpowiedzialność rodzica kończy się więc na talerzu, za swój brzuch odpowiada tylko i wyłącznie dziecko.
Wiem, że nie jest to wcale takie proste jak mogłoby się wydawać, bo mamy swoje przekonania ile dziecko powinno zjeść i co powinno zjeść. Problem w tym, że są to NASZE PRZEKONANIA, a nie fakty. Każde dziecko jest inne i ma inne potrzeby, również kaloryczne. Może nam się wydawać, że dziecko je mało, ale jeśli nie spada na wadze, jest pełne energii i ma dobre wyniki badań to znaczy, że je tyle, ile potrzebuje. To dziecko najlepiej zna swój organizm.
Kiedy zdejmiemy z siebie odpowiedzialność za to co faktycznie ląduje w brzuchu dziecka, a skupimy się na tym, żeby na stole było różnorodnie i smacznie i żeby była możliwość wyboru (np. serwowanie dania w formie szwedzkiego stołu) to będziemy dużo spokojniejsze. Naprawdę!
Kiedy skupimy się na swoim talerzu, a dziecku zostawimy wolność decydowania o własnym, atmosfera przy stole mocno na tym zyska. Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego w jakim napięciu obserwujemy dziecko przy jedzeniu, a dziecko to czuje i trudniej mu budować zdrową relację z jedzeniem.
Stres i chęć sprostania naszym wymaganiom lub bunt przeciwko nim nie wpływa dobrze na atmosferę przy stole, przyjemność czy relację z jedzeniem.
Sama wciąż się tego uczę i pracuję nad sobą, żeby nie wywierać na chłopców presji przy stole. Czasem idzie mi to lepiej czasem gorzej. Wiadomo, jak się człowiek napracuje nad jakimś daniem, a ich pierwsza reakcja to: „fuj” to jednak ciężko nie wziąć tego do siebie 🙂
Ale musimy pamiętać i powtarzać sobie na co dzień, że…
Dzieci mają prawo:
- odmówić jedzenia w ogóle
- nie chcieć spróbować
- zjeść tylko jedną rzecz z tego co proponujemy, np. kaszę
- jednego dnia jeść coś z apetytem, a drugiego nie móc na to patrzeć
- nie chcieć, żeby produkty stykały się na talerzu
I to jest OK!
Dzieci bilansują sobie dietę intuicyjnie. Nie na przestrzeni jednego dnia, ale kilku dni lub nawet tygodni. Jeśli jednego dnia z posiłku zjedzą samą kaszę to jest to OK. Następnym razem lub po kilku dniach sięgną po białko, np. jajko, mięso itp. (obserwuję to po swoich dzieciach).
Co więc możesz zrobić?
Zaufać dziecku, że je tyle ile w danym momencie potrzebuje.
Nie przestawać proponować! Tak, nawet tych rzeczy, których dziecko już kilka razy odmówiło. Uparcie stawiaj je na stole i za każdym razem proponuj. Za którymś podejściem maluch może sięgnie i spróbuje. Może to być za 20 razem, a może za 120, a może wcale… Ale to nie znaczy, że mamy nie stawiać tego na stole.
Jeśli dziecko nie zjadło obiadu to możesz zaproponować wcześniej kolację lub małą przekąskę, ale nie powinnaś robić drugiego obiadu, który dziecko lubi i na pewno zje, np. naleśników. Takie podejście prowadzi niestety do coraz większego ograniczania liczby akceptowanych dań i produktów. Maluch wie, że jak będzie protestować wystarczająco głośno to dostanie to czego chce. Więc po co się wysilać i próbować?
Ja wiem, że to bywa trudne, czasem nawet bardzo. Ja też czasem z ciężkim sercem obserwuję co moje dzieci wyprawiają z przygotowanym przeze mnie obiadem. Ale staram się zacisnąć zęby i nie komentować. Coraz częściej mi się udaje 🙂
To co mi pomaga to właśnie wiedza, nie tylko teoria, ale i faktyczna obserwacja moich dzieci. Jeśli przez kilka dni z obiadu wybierają tylko kaszę, ryż czy ziemniaki to potem sięgają z kolei po mięso lub jego odpowiednik. A jeśli nie zjedzą gotowanych warzyw do obiadu to raczej chętnie zjedzą surowe warzywa do kolacji.
Nie komentuj! Zaciśnij zęby, uszczypnij się, odwróć wzrok, ale postaraj się powstrzymać 🙂
Kluczowy czynnik w budowaniu dobrej relacji dziecka z jedzeniem to zaufanie.
Zaufanie dziecku. Dzieci chcą jeść. Jest to nam jako gatunkowi po prostu potrzebne do przetrwania. Dlatego jeśli dzieci nie jedzą to nie chcą nam zrobić na złość, tylko mają jakiś problem. Jest coś co przeszkadza im w jedzeniu.
Może to być problem natury medycznej, na przykład refluks, może to być brak umiejętności technicznych, zbyt krótkie wędzidełko, może to być związane z zaburzeniami integracji sensorycznej. Powodów może być całe mnóstwo.
Naszym zadaniem jako rodzica jest zwrócić uwagę na problem i udać się do odpowiedniego specjalisty: lekarza pediatry, dietetyka/psychodietetyka lub neurologopedy zajmującego się terapią karmienia.
Podsumowując, naszym zadaniem jako rodziców jest wspierać dzieci w dobrych wyborach, czyli oferować im po prostu odpowiednie dla ich wieku, zdrowe produkty i samemu dawać dobry przykład.
Wiem, wiem… to też nie zawsze jest proste 🙂 Ale stosując zasadę 80/20, czyli gdy 80% naszych wyborów jest dobrych to 20% możemy przeznaczyć na produkty nieco mniej fit 🙂 I to jest naprawdę realne do osiągnięcia.
Dzieciom natomiast powinniśmy zostawić decyzję o tym co z tego co my im zaproponujemy wybiorą i zjedzą.
Na koniec jeszcze dodam, że gotowanie jest zdecydowanie mniej frustrujące gdy robimy jeden posiłek dla całej rodziny. Bardziej – gdy napracujemy się specjalnie dla dziecka, a ono tego nie chce jeść. Nikt z dorosłych też tego nie zje i mamy wtedy poczucie porażki i zmarnowanego jedzenia.
Dlatego potrzebne nam są na co dzień przepisy proste, szybkie, smaczne i takie, które przynajmniej w głównej części są jednakowe dla wszystkich. A dopasowanie ich pod potrzeby wszystkich domowników nie jest karkołomne tylko po prostu… proste 😉
I właśnie takie przepisy zebrałam w moich e-bookach: Przepisy na rodzinne śniadania i Przepisy na rodzinne obiady. To przepisy które sama gotuję często i które świetnie sprawdzają się u mnie w domu, z dwójką dzieci i niedużą ilością czasu na gotowanie 🙂
Chcę Ci pokazać, że da się pogodzić gotowanie dla niemowlaka czy małego dziecka z gotowaniem dla reszty rodziny tak, żeby było bezpiecznie dla niemowlaka i małego dziecka, a jednocześnie smacznie dla dorosłych. Jeśli potrzebujesz sprawdzonych rozwiązań w kuchni to zapraszam Cię do sprawdzenia oferty e-booków.