Macierzyństwo jest cudowne, ale ma nie tylko jasne strony… 🙂 I nieważne ile książek przeczytasz, z iloma osobami porozmawiasz, nic Cię nie przygotuje na to jak Twój świat będzie wyglądał z dzieckiem i ile zmian w niego wprowadzi.
Kiedy padniesz po całym dniu zmęczona na łóżko, nie mając znowu przez cały dzień chwili dla siebie, chociaż znajomi, a czasem i rodzina są zdania, że jesteś na urlopie i nic nie robisz, to czasem może Ci się w głowie pojawić pytanie – i po co mi to było? Ale kiedy tylko popatrzysz na słodko śpiące maleństwo, zadowolone po całym dniu odkrywania świata, to wiesz, że warto. Warto zrezygnować na jakiś czas z czasu dla siebie (oczywiście nie całkowicie, chwila relaksu należy się każdemu 🙂 ), bo ta mała cudowna istota, tak zależna od Ciebie, kocha Cię bezwarunkowo i ufa Ci bezgranicznie. Nawet, jeśli coś zbroi i czasem tracisz nerwy to, kiedy spojrzy na Ciebie i zrobi wielkie oczy, bo nie rozumie, czemu się złościsz, przecież on tylko się bawił albo sprawdzał jak coś działa, to od razu mięknie Ci serce. A kiedy uśmiecha się i przytula do Ciebie to wiesz, że to najpiękniejsze chwile w Twoim życiu.
I chociaż nie da rady się przygotować na to, co będzie i jak zmieni się Twoje życie, to uważam, że do decyzji o macierzyństwie trzeba dojrzeć. Jednym zajmuje to więcej, innym mniej czasu, jeszcze inni nie dojrzeją do tego momentu wcale, ale każdy ma prawo podejmować własne decyzje i nie powinien być do niczego zmuszany. Decyzja, tak ważna, powinna być podjęta świadomie, na tyle oczywiście na ile jest to możliwe. Szczególnie w przypadku kobiety jest to ważne, bo to na niej, nie ukrywajmy, leży największy ciężar tej decyzji. To jej ciało przejdzie ogromną przemianę, po której nie zawsze wraca do formy sprzed ciąży. To ona będzie się borykać z problemami związanymi z karmieniem. Wreszcie to ona, zazwyczaj, zostanie w domu z dzieckiem. I chociaż miałaby najlepszego męża czy partnera na świecie to są momenty, kiedy będzie musiała radzić sobie sama i być silna, np. przy porodzie czy w przypadku potrzeby leżenia w trakcie ciąży w szpitalu.
Ale wracając do zmian, jakie zajdą w Waszym życiu… Pamiętam jak dziś jak mój synek miał jakieś 4 miesiące i przeczytałam w książce dotyczącej pierwszego roku życia dziecka, żebym cieszyła się tą chwilą, bo jest to najfajniejszy moment. Dziecko już zaczyna być komunikatywne, np. uśmiecha się do Ciebie, ale jeszcze nie jest mobilne – tam gdzie je położysz, tam je zastaniesz. I powiem Wam, że faktycznie wracam teraz z tęsknotą do tego okresu 🙂 Obecnie, kiedy mój synek ma prawie 2 lata i gania nie oglądając się na mnie po całym mieszkaniu, a do tego ma jeszcze swoje zdanie na każdy temat, czy to przewijania, mycia zębów czy wyjścia na spacer, pojęcie zmęczenia wieczorem po całym dniu nabrało nowego znaczenia.
Liczba zniszczeń w mieszkaniu niestety rośnie proporcjonalnie do wieku dziecka i jego mobilności. Im wyżej sięga tym gorzej dla Waszych sprzętów i przedmiotów… I nawet, jeśli wie, że mu nie wolno to ciekawość, która pcha go do działania jest silniejsza od niego 🙂 Niestety nie wszystko da się odpowiednio zabezpieczyć, niektóre rzeczy trzeba po prostu spakować i przenieść do piwnicy, garażu, dziadków itp. Jakiś czas temu spotkało to np. nasze płyty dvd, które kiedyś leżały sobie spokojnie na półkach za zasłoną, a przez chwilę, powyjmowane z pudełek i porozrzucane walały się po całej podłodze w pokoju.
Dziecko chce uczestniczyć we wszystkim, co robisz, czy jest to sprzątanie w łazience, odkurzanie czy gotowanie. Ostatnio, kiedy próbowałam zrobić dla siebie obiad, mój synek na zmianę włączał piekarnik (na programy, których nawet ja sama nie używam), wieszał się na dwóch na raz drzwiach od szafek (otwierając i zamykając je z impetem, od którego rozbolała mnie głowa), wchodził na mnie, przepychał się, żeby widzieć, co robię, krzyczał, jak chciałam zamknąć lodówkę lub jak widział coś, co chciał dostać do ręki, np. nóż 🙂 a na koniec wylał mi wyciśnięty sok z cytryny, który nieopatrznie zostawiłam na brzegu blatu i na chwilę odwróciłam wzrok. Po całej tej akcji odechciało mi się już jedzenia 😛 Zwykle gotuję jak już mój mąż wróci do domu i zabawia synka, ale tym razem musiał zostać dłużej w pracy, a ja akurat nie miałam dla siebie nic do odgrzania.
To nawet nie chodzi o to, że nie możecie wyjść do restauracji. Oczywiście, możecie, ale każde takie wyjście z dzieckiem, jeśli tylko ono nie śpi, zmęczy Was bardziej niż przygotowanie i zjedzenie obiadu w domu. I jest duże prawdopodobieństwo, że albo ty, albo Twój partner będzie jadł zimne danie, a przy stole będziecie na zmianę siedzieć sami, podczas gdy druga strona będzie w zależności od obecnej mobilności dziecka chodzić z nim na rękach lub za rączkę, ewentualnie nadzorować w miejscu przeznaczonym dla dzieci, o ile dana restauracja będzie takie miała.
O prywatności w łazience można na jakiś czas zapomnieć. Nie rozumiem za bardzo, o co chodzi, ale jak tylko ktoś się zamknie w łazience to nasz synek dostaje ataku histerii (z tego, co słyszałam nie jest on odosobnionym przypadkiem). Oczywiście, jeśli jestem sama w domu to po prostu drzwi nie zamykam, ale jak jesteśmy we dwoje to musimy uciekać się do różnych forteli, żeby spokojnie skorzystać z łazienki. Jedno zajmuje czymś dziecko, a drugie ukradkiem wymyka się z pokoju, żeby tylko maluch nie zauważył 🙂 Rodzic chcąc nie chcąc staje się mistrzem różnego rodzaju forteli 😀
Gdy wydaje Ci się, że dziecko jest zajęte swoją zabawą i możesz na chwilę usiąść i np. poczytać książkę to jesteś w błędzie. Malec zaraz pospieszy sprawdzić co robisz, książkę wyjmie Ci z ręki i zacznie w najlepszym przypadku ją kartkować, a w najgorszym wyrywać kartki i zjadać 🙂 Czy nie zadajesz sobie czasem pytania dlaczego ścierka, papier, kurz z podłogi lepiej nadają się do jedzenia niż przygotowany z dużą pieczołowitością przez Ciebie obiad? 😛
Za to, kiedy z szerokim uśmiechem na twarzy szedł w moim kierunku stawiając jedne z pierwszych samodzielnych kroków rozpierała mnie matczyna duma i nie mogłam powstrzymać wzruszenia. Patrzę z podziwem dla jego sprytu, a czasem i z lekkim przerażeniem jak znajduje nowe rozwiązania dla swoich „problemów” np. jak przesuwa po pokoju, wcześniej podnóżek, a teraz już krzesło, które umożliwia mu sięganie coraz wyżej. Kiedy nie jest w stanie poradzić sobie z jakąś skomplikowaną czynnością albo brakuje mu siły do naciśnięcia jakiegoś przycisku to wyręcza się mną – podaje mi problematyczny przedmiot do ręki, albo pożycza mój palec do wciśnięcia opierającego się guzika.
Małe dziecko śmieszy dosłownie wszystko, nasz synek swego czasu zaśmiewał się do rozpuku np. gdy dmuchaliśmy nos, do teraz śmieszy go, gdy w trakcie ćwiczeń tupię szybko nogami lub gdy jakiś przedmiot sam lub uderzony o drugi wyda ciekawy odgłos. Gdy jest taki ubawiony trudno zachować pokerową twarz i nawet, jeśli rozśmieszyło go coś, czego nie powinien robić, np. wyrzucanie jedzenia na podłogę (ubaw po pachy), to czasem sama nie jestem w stanie powstrzymać śmiechu. Dodam jeszcze, że mój synek śmiejąc się przypomina małego złośliwego skrzata bądź gnoma, co dodatkowo utrudnia utrzymanie powagi 🙂
Fascynujące jest oglądanie jego rozwoju, od maleństwa, które właściwie tylko spało, jadło i robiło kupę, poprzez turlającego się na boki, potem czołgającego, raczkującego i wreszcie tuptającego na własnych nogach szkraba. Pamiętam jak leżał na macie edukacyjnej i jak ją powoli odkrywał, najpierw była jego ulubiona ośmiornica, na bocznej ścianie koło głowy, a dopiero później powoli zaznajamiał się z kolejnymi ciekawymi stworzeniami na ścianach, aż zainteresował się wiszącymi nad nim zwierzątkami. Pamiętam jak przeszedł od macania zabawek i obracania ich w rękach, do rozkładania ich na części pierwsze, a na koniec do składania w całość. Zawsze, kiedy poznaje coś nowego, rozpracowuje mechanizm działania danego przedmiotu to ma taką skupioną minę małego naukowca – odkrywcy. Kiedy na niego patrzę wciąż nie mogę się nadziwić, że wspólnie z mężem stworzyliśmy coś tak cudownego, taki nasz mały cud 🙂
Podsumowując, każdy rodzic trochę narzeka, szczególnie po kilku nieprzespanych nocach, ale nie zamieniłby tych chwil na żadne inne. Bo dziecko to największa radość, jaką można sobie wyobrazić.
Dokładnie jak napisałaś! Bardzo mi się tekst podoba i wreszcie ktoś przyznał normalnie, że wyjście z malutkim dzieckiem do restauracji bardziej zmeczy nic obiad robiony na raty 😉 tylko moi bezdzietni znajomi tego nie rozumieją, co stoi na przeszkodzie 😉
No i jeszcze zazdroszczę „od maleństwa które właściwie tylko spało,jadło i robiło kupkę ” – u nas było zupełnie inaczej, płacz i darcie się godzinami także nie ukrywam ale to były najtrudniejsze miesiące w moim życiu o których nawet nie chce sobie przypominać
Na szczęście te trudne miesiące mijają. Moja przyjaciółka powtarzała jak mantrę w trudnych chwilach „to wszystko minie” 🙂 Pierwsze miesiące i u nas nie były łatwe z różnych względów, ale muszę przyznać, że miałam dużo szczęścia, teraz młody nadrabia energią 🙂
Zawsze myślałam, że małe dziecko leży i jest spokojne, a potem się bawi 😁
Dopiero mój mały pokazał mi, że bardzo się myliłam myśląc o maluszkach. Cały czas marudził/płakał, czułam że potrzebuje atrakcji i zabaw ze mną, więc zabawialam go.
Obecnie roczniak chce cały czas widzieć co robię w kuchni. Wiesza się na moich nogach i ciężko coś ogarnąć. Zastanawiam się nad kupnem kitchen helper. Tylko czy to będzie dobry wybór 🤔
Pozdrawiam
zmęczona Monka 🙂
Dobrze, że dzielisz się takim przemyśleniem bo akurat teraz potrzebowałam usłyszeć takie słowa „bywa ciężko ale jest pięknie”. Czasem macierzyństwo jest naprawdę ciężkie i dobrze przypomnieć sobie że inni przed nami też miewali pod górkę i dali radę. <3
Cieszę się, że moje słowa Ci pomogły ❤️ Ściskam!